W położonym niespełna 40 km od Warszawy Grodzisku Mazowieckim z pozoru błaha sprawa przybrała gigantyczne rozmiary. Okazuje się, że gastronomia szkolna jest tam problemem, nie tylko szkolnym, ale i gminnym, bo dotyczy ośmiu szkół i przedszkoli.
Uwaga TVN. Rodzice skarżą się na jakość jedzenia w szkołach i przedszkolach
- Czujemy się ignorowani. Pan burmistrz się nami nie interesował i nie interesuje – słyszymy od wzburzonych mieszkańców.
- Od 2018 roku temat zamiatany jest pod dywan – zaznacza jedna z matek.
- Przetarg wygrywa jedna firma prawie na całą gminę. I w każdej z tych placówek jest tragicznie – podkreśla kolejna matka.
- Byliśmy oszukiwani przez gminę i dyrektorów. Dostaliśmy informację, że jesteśmy jedyną placówką, która protestuje, a w każdej kolejnej placówce była ta sama retoryka. Ktoś próbował tuszować nasze niezadowolenie – uważa pan Paweł.
- Wystosowaliśmy do całej naszej szkoły i do przedszkola ankietę oceniającą jakość cateringu. Wyniki tej ankiety były porażające. Wszyscy po kolei mówili, że dzieciaki bolą brzuchy, że cały czas mają rotawirusa – opowiada pani Marzena.
Pleśń i robaki w jedzeniu
Zaniepokojeni rodzice zgłaszali problem z cateringiem szkolnym dyrektorom, jednak poprawy nie było. W marcu dotarły do nich, zrobione przez uczniów, zdjęcia z pleśnią i robakami w jedzeniu. Rodzice zawiadomili wówczas sanepid. Ale ten nie dopatrzył się uchybień.
- Była taka sytuacja, że rodzice odbierali niewykorzystane jedzenie, jak dziecka nie było w szkole i zawozili próbki do sanepidu. I wtedy zostały stwierdzone nieprawidłowości. Natomiast usłyszeliśmy, że to my zrobiliśmy coś z tym jedzeniem po drodze. I tylko oficjalne próbki były dowodami, a w nich nie stwierdzono żadnych uchybień – opowiada jedna z matek.
- Od tego czasu zakazano rodzicom zabierania jedzenia na wynos – dodaje pan Paweł.
Kwestia smaku jest dyskusyjna, ale wszyscy mówią o najsłabszej jakości produktach, zaniżonych racjach żywnościowych i głodzie, z którym wracają do domów dzieci.
- Te obiady miały bardzo dużo zlewek. Dzieci bardzo źle to jadły – przyznaje pani Zofia, która pracowała w firmie cateringowej.
Czy kobieta informowała, że posiłki są złej jakości?
- Czasami dzwoniłam do pani ajentki. Ale ona mówiła: "A dla kogo ty pracujesz?". Miało mi się wszystko podobać – opowiada kobieta.
- Ale nie podobało mi się to jedzenie. Byłam przyzwyczajona do innego standardu. Dzieci powinny jeść dobre jedzenie – dodaje pani Zofia.
- Jedzenie dla kota wyciągnięte z puszki wygląda identycznie – uważa pani Monika, jedna z matek.
- Owoce, to była tragedia – jabłko, gruszka, jabłko, gruszka. Kiedyś były 23 pomarańcze na 117 osób – zauważa pani Zofia.
Co na to urzędnicy?
W urzędzie miasta jest burmistrz i dwóch zastępców, ale partnerem do rozmów jest jedynie dyrektor wydziału oświaty, który w rozmowach z rodzicami mówi, że nie jest władny do podejmowania decyzji w sprawie cateringu.
- I to my płacimy za to jedzenie. Za własne pieniądze trujemy swoje dzieci, bo jesteśmy do tego zmuszani – ubolewa pani Monika.
Za zapewnienie wyżywienia w placówkach odpowiedzialni są dyrektorzy szkół i przedszkoli. Ci powierzyli przygotowywanie posiłków firmie Mały Smakosz.
- Znajduje się tu tylko wirtualne biuro – usłyszała w trakcie poszukiwań siedziby reporterka Uwagi!
Zwróciliśmy się do jednej z dyrektorek państwowego przedszkola i szkoły. Ta zgodziła się na rozmowę. Jednak po autoryzacji wycofała zgodę w obawie o, jak twierdzi, manipulacje. To, co usłyszeliśmy, było zaskakujące.
Zdaniem naszej rozmówczyni sprawa dotyczy tylko przedszkolaków i rozwiązała ją, pozwalając sprawdzać, co jedzą dzieci.
- Jestem załamana tym, że nie mamy żadnego wsparcia. Jesteśmy odrzucani od instytucji do instytucji. Nie wiem, kto może nam pomóc – słyszymy od jednej z matek.
Postawa dyrekcji szkół i przedstawicieli wydziału oświaty dziwi rodziców. Próba bagatelizowania i dyskredytowania niezadowolonych rodziców zaskutkowała prywatnym śledztwem. Jak się okazuje, Mały Smakosz działa w gminie od roku, wcześniej była firma Prima Sort. Obie spółki są jednak ze sobą powiązane. Rodzice prześledziwszy historię firmy dopatrzyli się szeregu nieprawidłowości, na które oko przymyka nie tylko dyrekcja.
- Dyrektor biura oświaty, w każdej szkole mówi, że problem dotyczy tylko nas. Chciał ewidentnie zatuszować działania firmy – mówi jeden z rodziców. I dodaje: - Okazuje się też, że dyrektorzy szkół nie respektują do końca zapisów umowy. W umowie jest wskazane, że dwukrotne zwrócenie uwagi na jakieś uchybienia w cateringu może spowodować zerwanie umowy, a też tego nie robią. Nie wiemy z jakiej przyczyny.
Co zdecydowało, że dyrektorka szkoły i przedszkola, z którą rozmawialiśmy, wybrała Małego Smakosza? Usłyszeliśmy, że były dwa kryteria: cena i rekomendacje.
- Referencje firmy Mały Smakosz są sfałszowane. Akurat w tym okresie, który państwo dokumentują, to okres, kiedy firma nie działała. Czy to nie jest podstawa, by zerwać umowę? – zapytała Edyta Krześniak, reporterka Uwagi!
Dyrektorka potwierdziła, że fałszywe rekomendacje są podstawą do zerwania umowy z Małym Smakoszem, ale przepisy prawa oświatowego obligują ją do zapewnienia żywienia. Zapytana, co dalej, powiedziała, że musi zostać tak, jak jest.
Już jutro reporterzy Uwagi! TVN pokażą, co wspólnego mają te posiłki z zagrożeniem terrorystycznym.
Pomóż nam ulepszyć serwis. Weź udział w krótkiej ankiecie. Inne reportaże Uwagi! można oglądać także na player.pl.
Zobacz także:
- "Będzie nam dostarczał energii". Skyr, grecki, czy naturalny? Po który jogurt warto sięgnąć?
- Skóra, ości, czyli co tak naprawdę kryje się w paluszkach rybnych?
- Co powinno się znaleźć na talerzu dziecka? "To wpływa na to, jak się czujemy"
Autor: WG/ID
Reporter: Edyta Krześniak